sobota, 24 listopada 2012

dla mamy

dla jej kocich oczu
dla zmęczonych kroków
dla twarzy stroskanej

jestem

aż powie dobranoc

niedziela, 11 listopada 2012

traktat o podejmowaniu ryzyka czyli życiowy hazard po polsku

tak to jest, że w życiu większości ludzi przychodzi czas, że muszą podjąć ryzykowną, radykalną decyzję. prędzej czy później zostajemy postawieni przed wyzwaniem, poza którym nie widać nic, tylko wielki znaki zapytania. często mówi się, że jak na zakręcie śmierci, pędzi się przed siebie i nagle nie wie się, co jest dalej...a ten strach, niewiadoma paraliżuje.

jednego dnia jesteśmy zdolni przenosić góry, innego znowu mamy przeświadczenie o byciu jedynie trybikiem w maszynie, którą rządzi ktoś wyjątkowo sarkastyczny. rozbawieni własną bezradnością, powoli tracimy z oczu, to - co najważniejsze.

przecież w życiu chodzi nie tylko o to, żeby dożyć kwitka z emeryturą, czy wnuków, ale żeby coś po sobie zostawić, w tym sensie metafizycznym.

dziś usłyszałam, że jestem hazardzistką, radykalną maszyną podejmującą życiowe decyzje, nie wiedząc, co mnie dalej tak naprawdę czeka. Jak spojrzę wstecz, nigdy nie było inaczej, zawsze stawałam na krawędzi, by skoczyć bez wahania. może to taki typ...ryzykanta, a może świadomie wiem, że nie czeka mnie nic, z czym bym sobie sama nie poradziła. w gruncie rzeczy każda z decyzji, po czasie, okazywała się być tą najwłaściwszą, choć wtedy jeszcze miałam w sobie wyłącznie ufność, że wszystko się poukłada.

polski hazard, czyli jak się ryzykuje w życiu wszystkim, jak się upada i wstaje, jak się kolejny raz ryzykuje. dziś święto niepodległości, czas, w którym naród powinien się zjednoczyć w przeżywaniu jednej idei, jednego celu, jednego wspomnienia i jednej myśli, która ma nas połączyć, gdy znów staniemy na krawędzi. tymczasem w centrum miasta trwają manifestacje i zamieszki, będące dobrym polem do popisu frakcji politycznych. to, co dla jednych staje się celem, dla innych wymówką. jestem jakby obok tego wszystko rozdarta, bo moja ojczyzna jest tu, ale moje serce wciąż na wschodzie, gdzieś daleko, gdzie ludzie mówią innym językiem, gdzie jest dużo chłodniej, zarówno jeśli chodzi i klimat jak i podejście do spraw...zimna wojna w moim sercu trwa.

skoro ryzyko mam we krwi i nie boję się go podejmować, skąd to drżenie wewnątrz. jeśli nie ma wahania, bo raz powzięta decyzja, zostaje wykonana i nie mam od niej odwołania, skąd w środku ta mgła, przez którą nie mogę się przebić.

pojmowanie pewnych kwestii w życiu staje się z wiekiem coraz łatwiejsze i przynosi więcej satysfakcji. świadomość, że potrafię uskrzydla. jeśli człowiek jest rozerwany wewnętrznie na pół, to nie ma mowy o jedności myśli, woli, działania - zawsze któryś aspekt wstrzymuje decyzję na ułamek sekundy. to wtedy właśnie człowiek staje na krawędzi i waży za i przeciw.

jednego jestem pewna, przez te wszystkie lata, kiedy dochodziłam do krawędzi, czekało mnie wiele niewiadomych, jednak podejmowałam to ryzyko i szłam na głosem serca. tym razem kiedy muszę stanąć znów oko w oko z losem, nie zawaham się, bo wiem, że warto próbować.

idzie koniec roku, czas, kiedy człowiek podejmuje wyzwania, obiecuje sobie, że poprawi to czy tamto, ja wiem, że ten rok był...jeszcze przez chwilę jest, najtrudniejszym od wielu, że przyniósł wiele rozczarowań i dróg pod górę. wiem również, że jak minie, wszystko co dotychczas było trudne, stanie się łatwiejsze.

z ufnością zatem spoglądam w przyszłość, wierząc, że za rogiem czeka na mnie kolejna przygoda, której nie muszę się obawiać. spojrzałam bestii w oczy nie jeden już raz, i jestem gotowa zrobić to ponownie, ilekroć tylko będzie trzeba.

stawiam wszystko na jedną kartę po raz kolejny, zawodowo i prywatnie. wygrana gdzieś tam czeka na mnie, tym razem mam zamiar wziąć ją całą, bez wahania. to już nie jest hazard, to pewność, doświadczenie, siła, waleczność i wiara, że można wszystko, jeśli tylko się chce. ja chcę, ja mogę, ja zdobędę każdy szczyt. tak już będzie zawsze. od dziś aż po koniec moich dni, aż zacznę nową przygodę w innym wymiarze, kształcie, metamorfozie myśli.

niedziela, 4 listopada 2012

wieczności czekanie

wieczności czekanie
nieśmiertelności nie daj mi Panie
chcę żyć tylko tyle
od kiedy świt wstanie

takie głupie dziecinne gadanie
psiej mordki głodne skomlanie
listów z przeszłości otwieranie
w głowie myśli zbieranie

dranie...
aż zegar znów stanie
aż serca bicie w zachwycie
zniknę w swoim ukryciu
egzystencji, bycie

złap mnie wtedy
skrycie łez korale
na chwilę w myślach oddalę
miliony snów doskonalę

ale...
zawsze ułożę serce na szalę
nie, już się nie chwalę
czas płynie, stale

odwrócić się po cichu
słuchać własnego oddechu
nie żyć w niebycie, grzechu
mieć uśmiech na przekór

wieczności czekanie
w miłości stanie
w szczęściu opętanie


cloud princess

when she walks, her mind talks
when she smiles, her thoughts shine

my little cloud princess
full of blue flowers
white marvelous dreams

everytime she looks up the sky
some blue stay in her eyes

and when she cries
heaven fall down on the ground

swing in the clouds
my little cloud princess...


moja wolność

wolnym człowiek jest gdy czuje się wolny, niezależnie od okoliczności. wolność to stan ducha, umysłu, to coś czego nie można zabić ani stłumić bez względu na ograniczenia ciała, tu na ziemi.

wzięłam los w swoje ręce, odważnie patrząc bestii prosto w oblicze, którego tak się niegdyś bałam.

jestem wolna, nareszcie.