środa, 23 listopada 2011

wspiąwszy się na wyżyny absurdu stwierdzam, że absurd był jedynie iluzją

takie oto wnioski wysuwa człowiek, który od dłuższego czasu knuł niby szczęśliwe zatrucie, a na koniec otrzymał obrzydliwe zgniłe jabłko...cóż, nie każda jabłonka rodzice owoce zdatne do konsumpcji.

zainspirowana zdarzenia ostatnich tygodni, miesięcy, postanowiłam wzbudzić w sobie demona kreatywnego, który w poszukiwaniu sadów obfitości przemierza całe przestrzenie. dość łapczywie zagarniam teraźniejszość, starać się uchwycić wszystko,co mi ostatnimi czasy, z kuriozalnych zupełnie powodów, umknęło.

co z tego wyjdzie, zobaczymy... ale koło raz puszczone w ruch, trudno zatrzymać.

tik tak, tik tak... idzie zima zła...my się zimy nie boimy, Modiglianim się chronimy...genius himself indeed.

piątek, 11 listopada 2011

oś czasu

Na świecie upadają kolejne reżimy, a u nas kolejna kadencja ciut zliftingowanego sejmu i senatu. Pierwsze posiedzenie, niczym zebranie dzieci z piaskownicy, nie przynosi niczego poza śmiechem, wstydem i ogólnym zażenowaniem.

Idzie zima, choć jeszcze nie czuć jej wyraźnie w powietrzu, bo temperatura wciąż jest wysoka i słońce często gości na niebie, odbierając na chwilę myśl o szarości i nadciągającym chłodzie.

Na mojej osi czasu, czas zdaje się stanął w miejscu, choć wszystko pędzi jak szalone. Wciąż jednak nie odczuwam tego pędu.

Kolejne zdarzenia zdają się potwierdzać tezę, że im szybciej pogodzę się ze swoim przeznaczeniem, tym szybciej odzyskam równowagę.

Szaleństwu nie ma końca, ale skoro wszystko nie ma końca, prócz naszego życia w tym ciele i z tą mentalnością, to chyba normalność jest pojęciem względnym.

czwartek, 6 października 2011

mieć odwagę był spełniać marzenia...

zmarł Steve Jobs twórca Apple i setek małych odważnych kreatywnych przedsięwzięć, które dzięki niemu zakiełkowały w sercach ludzi.

Mówi się o nim, że był nie tylko szefem swojej firmy, ale dziesiątek innych, które podążały jego śladami. Nie kończy się pewna epoka, ona się teraz dopiero zaczyna, razem z ludźmi, którzy mają odwagę spełniać swoje marzenia.

Choć nie jestem użytkownikiem Apple ani fanem, muszę przyznać, że jego osobowość zdominowała świat technologii i zmieniła sposób myślenia o przestrzeni. Nie ma ograniczeń, limitów, są tylko możliwości i niewykorzystane szanse.

Może to właściwa pora, by przy tej refleksyjnej okazji sięgnąć i po swoje marzenia.

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

no stars to make a wish...


tegoroczne perseidy nie były dla mnie łaskawe...nie było dla mnie spadających gwiazd, by wypowiedzieć życzenie. czy szkoda? może nie... i tak wiele z nich się spełniło.

to rok straconych szans i niesamowitych okazji, gdzieś pod koniec września skończy się jeden etap i zaczyna drugi w październiku i wtedy właśnie nabiorę znów sił.

słońce jest coraz niżej, lato powoli się kończy... przynajmniej temperatury już nie rozpieszczają.

to co się skończyło, ustąpiło miejsca czemuś nowemu. choć stwierdzenie "nowe" nabiera w tym przypadku zupełnie innego kształtu.

zachodzi słońce powoli, a księżyc znów będzie rządził niepodzielnie niebem za kilka godzin.

zmęczenie materii, trudny czas, wiele decyzje, nie wszystkie łatwe. nie zawsze można mieć wszystko i wszystkich uratować.




wtorek, 2 sierpnia 2011

w związku ze związkiem, którego nie ma...

...postanawiam coś wyjaśnić, bo jak patrzę do lustra, to oczom nie wierzę...

każda sytuacja ma swoje drugie dno. czasem jednak okazuje się, że to drugie dno, wychodzi na pierwszy plan, może niechcący, a może obezwładnąwszy nasze synapsy, rozłazi się leniwie, stwarzając, że to co było czymś z gruntu prostym, staje się dość skomplikowane.

hmm...w związku z tym, że związki logiczne, bywają przewrotne, a związku może pozornie nie być - zachodzi związek, tudzież podejrzenie, że skoro związku nie ma, to logika nakazuje nie łączyć pewnych faktów, a co za tym idzie, brak związku nie wyklucza możliwości połączenia faktów w całość.

dalej więc mamy związek przyczynowo-skutkowy, między brakiem związku ze związkiem, a wiązką łączeń, które jak pajęczyna trzymają wszystko w jednym zbiorze, istnieje jeszcze tzw. próżnia, czysta przestrzeń, w której wszystko jak wolne elektrony, fruwa sobie, odbija od ścianek zbioru i dalej wędruje, w pozornie nieokreślonym kierunku.

którędy zatem podążać, skoro nie ma związku?

którą z dróg nie wybiorę, będą straty... a zatem wniosek jest jeden, znaleźć związek.

budowanie modeli ze wszystkiego, dla uzyskania efektu uproszczenia przestrzeni otaczającej, było kiedyś zabawne, teraz z wiekiem stało się dość trudne, może przestrzeń się skurczyła na tyle, że nie ma co jej upraszczać...

muszę to przemyśleć...z ołówkiem w ręku. dobranoc.

niedziela, 26 czerwca 2011

wszystko ma swój sens

człowiek budzi się i nagle czuje, że poprzednie założenie nie jest tak dobre, jak zakładano. przesłanki już nie te same i okoliczności jakby inne. w każdym razie, to co wydawało się być stracone znów zyskało nowe barwy, a to co zdawało się być całkiem nieznane, ma znajome dźwięki i zapachy.

znów na fali, znów na górze, na jak długo? nie wiem, ale cieszę się jak małe dziecko, bo tylko raz na jakiś czas jest nam dane spróbować nieba.

nie wszystko jest takim jakim się wydaje być, czasem wystarczy nowy dzień i życie znów nabiera barw.

rozpętała kolory, trudno nad nimi zapanować, póki co chyba nie chcę. niech się mieszają bezkarnie.

odrobina wolnego czasu tylko dla siebie sprawia, że czuję się niemalże jak odrodzona.

to miłe uczucie. trwam w nim, bo wszystko ma swój sens. wyższy, nieodgadniony, ale ma.

piątek, 10 czerwca 2011

powrót do korzeni

wciąż wracam do starych zainteresowań i pasji, zgłębiania świata od tej strony, od której większość ludzi nawet nie podchodzi... dla mnie to gratka, wisienka na torcie wielopoziomowości osobowościowej i złożoności postrzegania świata warstwami.

budowanie modeli rzeczywistości wciąż mnie rajcuje, ale coraz częściej łapię się na tym, że szybciej coś rozłożę niż złożę...

ulubione wciąż, bezapelacyjnie: Beksiński

czwartek, 9 czerwca 2011

obiady czwartkowe

dzień pod tytułem " i po co ci to było"... nerwowo, nieprzewidywalnie...

upał zelżał, pada, nareszcie, może deszcz oczyści nagromadzone, negatywne emocje.

byleby zamknąć sprawy, byleby wyjechać, byle do 1 lipca, kiedy to zamknę walizkę i wyjadę, zostawiając wszystko za sobą. do domu, do słońca na taras, do lasu, gdzie nie ma zgiełku miejskiego, krzyków, hałasu.

czas zrewidować cele i zamierzenia, zanim stracę wszystko, zanim stracę siebie... znów.

czwartek, 2 czerwca 2011

gluon

W zderzeniu kwarku niebieskiego i antykwarku antyczerwonego produkowany jest gluon o jakim kolorze? oto jest pytanie... hmmm skoro kwark niebieski promieniuje gluon niebiesko-antyzielony, to... ech a mogłam teraz pracować przy zderzaczu hadronów...trzeba było nie iść w służenie ludziom, a zabrnąć w kochaną fizykę cząstek elementarnych.

koleje życia bywają dziwne, a podejmowane decyzje mają wpływ na każdą minutę życia...moje mogło być całkiem kolorowe, a teraz jest takie małofizyczne, a bardziej metafizyczne.

w każdym razie ulubione zajęcie "zderzanie".

jak koncepcja rodzi się w bólach...





...czyli dostosowywanie możliwości finansowych do wzornictwa ulubionej galerii... Pomysł określiłaby jako "ciążę przenoszoną" ... a teraz już tylko należy wypchnąć koncepcję, osadzić w przestrzeni...i gotowe.

będzie industrialnie, zdecydowanie, męskie wnętrze, stal, ech... beton beton beton:))

Aleksandra Jakubowska

czyli jak się zbija kapitał polityczny na skandalach i aferach:)

odsłona 1: come back...

we will see...

different DNA

w ramach tego co się działo ze mną przez ostatnie kilka miesięcy podsumowanie może być tylko jedno... W GŁOWIE SIĘ POPRZEWRACAŁO...

własne M stało się rzeczywistością, krwią okupione, dosłownie, ale przyniosło na chwilę spokój i ukojenie. Budowa harmonii i równowagi w toku.

w tzw. międzyczasie kilka wydarzeń zburzyło całą ideologię i kazało zresetować ścieżkę, którą szłam. mówią "nie miej złudzeń", mówią... i co z tego.

głupcem nazwać mogę każdego kto żyje pewnikami, choć sama ostatnie lata bywam pewna, że za każdym razem kiedy się odwrócę, spotka mnie przygoda. jeszcze się nie pomyliłam.

ostatnia kosztowała mnie utratę zmysłów i zasad, ciężko wrócić do pionu, ale wciąż próbuję.

gapię się na zachód słońca, codziennie od 1,5 miesiąca, jak małe dziecko z rozdziawioną buzią i ołówkiem w ręku, kreślę kręgi.

kreatywnie rzecz biorąc tworzę koncepcję, koncepcyjnie rzecz ujmując kręcę się wkoło szukając rozwiązania.

zamykam oczy i kiedy liczę do 3 i otwieram uśmiecham się, bo to co poprosiłam, znów się okazuje być realne na wyciągnięcie ręki.

2 rok...sama, szczęśliwa, spokojna... tyka zegar miarowo, to był dobry miesiąc maj, dobry...

piątek, 7 stycznia 2011

Ty...

myślę, że jesteś tutaj za rogiem...że zaraz złapiesz mnie za kark, jak to zwykłeś czynić, gdy chodzimy razem ulicą. podoba mi się to niewinne wyuzdanie, jak spojrzysz niby mimochodem na mnie i chwycisz pewną ręką. podoba mi się ta giętkość, prędkość, siła, przyłożenie, męskość.

uda razem złączone, wszystko skierowane w jedną, Twoją tylko stronę.

zamykam oczy, plotę z włosów warkoczyk, uśmiecham się rozkosznie. pachnie, sprośnie...na raz dwa trzy weź mnie...proś mnie...dam Ci wszystko co chcesz, jak na wędce załapana złota rybka wnet.

dłonie moje, nieprzytomne błądzą, smakują niedotykalny świat, inny odnajduję w sobie stan. ten bez lęku, bez niemiłych dźwięków, bez tchu zaklęta w policzek Twój, o wielki...mój...jedyny...na skrawku materiału zaczyny, kawałka miłości, jak wypiek, słodki, jak te bułki ze śliwką, to nie są półśrodki.

kawałek serca daję na dłoni, parskam w przestrzeń niczym mały konik...biegnę do Ciebie rozmarzona, niczym młoda żona, ona...szalona, spod cienia grzywy fantazje, oczy, konam...wtulona, na zawsze na chwilę, na dni parę, na szczęścia szalę rozłożę nas dwoje, po równo, po połowie...

kochania ułamki niczym drzwi, te od tej tylko klamki, zamknięte w jedną stronę, zatrzaśnij proszę za mną, szalone...

oczy Twoje dotykam, usta, głowa szczęściem wypełniona i jednocześnie pusta...lekka niczym chusta...rozłożysta, zaiste istnie krwista. miłością serce rozpalone, gna w tę samą stronę...jak chmury wiatrem gonię, jak toń Twych zielonych oczu, tak w nich tonę, w sercu uczuciem płonę...głosy, tylko one...kradzione....spojrzenia ukradkiem wtopione.

kładę się spokojna, Twoja.

widzę obraz, łanem zboża malowany, uśmiech Twój w trosce zatapiany, jakbyś codziennie malował od nowa, tylko dla mnie, dla mego słowa. widzę jak spoglądasz, cicho..., jak otwierasz wrota, jak głaszczesz pędzlem nicość. jak obracasz głowę widzę, jak się na ten obraz zawstydzę, jak się czerwienię wszędzie, co z nami teraz będzie...jak rośniemy w siłę, jak zamykamy się od świata na chwilę...jak zastygamy oboje w sobie, jak mamy tylko siebie nas dwoje.

na koniec widzę światło, widzę duszy zwierciadło i łagodność oczu Twoich stadło, galopuje ku mnie szalone, bicia sercem okupione...zatrzymaj je na chwilę, jak nieuchwytne motyle, za ile, za mile, jak cichutko Ci do ucha kwilę.

zasypiam powoli, mimo woli, to się dzieje jak na hamaku, w słodkiej miłości niewoli. odpływam naga, jak na szali położona łagodności Twojej przeciwwaga. bezpieczna do szczęścia wystarczam. konieczna, z tendencją sprzeczna, waleczna, kręcący świat się wokół, niebezpieczna.

a teraz tylko ten zapach w powietrzu. z nim zasypiam. w Ciebie wyobraźnią wtulona między obojętność a szaleństwo włożona, na półkę jak książka z okładką spaloną, gdzie tytułu brak na obwolucie, gdzie rozdziały piszę... wstydliwe knucie, istne przeżywając szczęściem zatrucie...

zostań mi, proszę, nie w skrócie...

morsko mi








młody człowiek się zawziął stanął i wyszło coś takiego...myślę, że to będzie mój motyw przewodni do nowej kuchni, jeśli ją w końcu przysposobię...kiedyś. morsko mi...

koniec tygodnia

czasem w piątek tracę wątek
z kolei w sobotę mam na coś innego ochotę
w niedzielę natomiast wiem niewiele...
i tak przychodzi poniedziałek tygodnia najnudniejszy kawałek
a potem wtorek, kiedy widzę kłopotów worek
na raz środa nowa przygoda
i czwartek wyliczanka z kartek

no i znów piątek tygodnia koniec, a dla mnie początek.