sobota, 24 listopada 2012

dla mamy

dla jej kocich oczu
dla zmęczonych kroków
dla twarzy stroskanej

jestem

aż powie dobranoc

niedziela, 11 listopada 2012

traktat o podejmowaniu ryzyka czyli życiowy hazard po polsku

tak to jest, że w życiu większości ludzi przychodzi czas, że muszą podjąć ryzykowną, radykalną decyzję. prędzej czy później zostajemy postawieni przed wyzwaniem, poza którym nie widać nic, tylko wielki znaki zapytania. często mówi się, że jak na zakręcie śmierci, pędzi się przed siebie i nagle nie wie się, co jest dalej...a ten strach, niewiadoma paraliżuje.

jednego dnia jesteśmy zdolni przenosić góry, innego znowu mamy przeświadczenie o byciu jedynie trybikiem w maszynie, którą rządzi ktoś wyjątkowo sarkastyczny. rozbawieni własną bezradnością, powoli tracimy z oczu, to - co najważniejsze.

przecież w życiu chodzi nie tylko o to, żeby dożyć kwitka z emeryturą, czy wnuków, ale żeby coś po sobie zostawić, w tym sensie metafizycznym.

dziś usłyszałam, że jestem hazardzistką, radykalną maszyną podejmującą życiowe decyzje, nie wiedząc, co mnie dalej tak naprawdę czeka. Jak spojrzę wstecz, nigdy nie było inaczej, zawsze stawałam na krawędzi, by skoczyć bez wahania. może to taki typ...ryzykanta, a może świadomie wiem, że nie czeka mnie nic, z czym bym sobie sama nie poradziła. w gruncie rzeczy każda z decyzji, po czasie, okazywała się być tą najwłaściwszą, choć wtedy jeszcze miałam w sobie wyłącznie ufność, że wszystko się poukłada.

polski hazard, czyli jak się ryzykuje w życiu wszystkim, jak się upada i wstaje, jak się kolejny raz ryzykuje. dziś święto niepodległości, czas, w którym naród powinien się zjednoczyć w przeżywaniu jednej idei, jednego celu, jednego wspomnienia i jednej myśli, która ma nas połączyć, gdy znów staniemy na krawędzi. tymczasem w centrum miasta trwają manifestacje i zamieszki, będące dobrym polem do popisu frakcji politycznych. to, co dla jednych staje się celem, dla innych wymówką. jestem jakby obok tego wszystko rozdarta, bo moja ojczyzna jest tu, ale moje serce wciąż na wschodzie, gdzieś daleko, gdzie ludzie mówią innym językiem, gdzie jest dużo chłodniej, zarówno jeśli chodzi i klimat jak i podejście do spraw...zimna wojna w moim sercu trwa.

skoro ryzyko mam we krwi i nie boję się go podejmować, skąd to drżenie wewnątrz. jeśli nie ma wahania, bo raz powzięta decyzja, zostaje wykonana i nie mam od niej odwołania, skąd w środku ta mgła, przez którą nie mogę się przebić.

pojmowanie pewnych kwestii w życiu staje się z wiekiem coraz łatwiejsze i przynosi więcej satysfakcji. świadomość, że potrafię uskrzydla. jeśli człowiek jest rozerwany wewnętrznie na pół, to nie ma mowy o jedności myśli, woli, działania - zawsze któryś aspekt wstrzymuje decyzję na ułamek sekundy. to wtedy właśnie człowiek staje na krawędzi i waży za i przeciw.

jednego jestem pewna, przez te wszystkie lata, kiedy dochodziłam do krawędzi, czekało mnie wiele niewiadomych, jednak podejmowałam to ryzyko i szłam na głosem serca. tym razem kiedy muszę stanąć znów oko w oko z losem, nie zawaham się, bo wiem, że warto próbować.

idzie koniec roku, czas, kiedy człowiek podejmuje wyzwania, obiecuje sobie, że poprawi to czy tamto, ja wiem, że ten rok był...jeszcze przez chwilę jest, najtrudniejszym od wielu, że przyniósł wiele rozczarowań i dróg pod górę. wiem również, że jak minie, wszystko co dotychczas było trudne, stanie się łatwiejsze.

z ufnością zatem spoglądam w przyszłość, wierząc, że za rogiem czeka na mnie kolejna przygoda, której nie muszę się obawiać. spojrzałam bestii w oczy nie jeden już raz, i jestem gotowa zrobić to ponownie, ilekroć tylko będzie trzeba.

stawiam wszystko na jedną kartę po raz kolejny, zawodowo i prywatnie. wygrana gdzieś tam czeka na mnie, tym razem mam zamiar wziąć ją całą, bez wahania. to już nie jest hazard, to pewność, doświadczenie, siła, waleczność i wiara, że można wszystko, jeśli tylko się chce. ja chcę, ja mogę, ja zdobędę każdy szczyt. tak już będzie zawsze. od dziś aż po koniec moich dni, aż zacznę nową przygodę w innym wymiarze, kształcie, metamorfozie myśli.

niedziela, 4 listopada 2012

wieczności czekanie

wieczności czekanie
nieśmiertelności nie daj mi Panie
chcę żyć tylko tyle
od kiedy świt wstanie

takie głupie dziecinne gadanie
psiej mordki głodne skomlanie
listów z przeszłości otwieranie
w głowie myśli zbieranie

dranie...
aż zegar znów stanie
aż serca bicie w zachwycie
zniknę w swoim ukryciu
egzystencji, bycie

złap mnie wtedy
skrycie łez korale
na chwilę w myślach oddalę
miliony snów doskonalę

ale...
zawsze ułożę serce na szalę
nie, już się nie chwalę
czas płynie, stale

odwrócić się po cichu
słuchać własnego oddechu
nie żyć w niebycie, grzechu
mieć uśmiech na przekór

wieczności czekanie
w miłości stanie
w szczęściu opętanie


cloud princess

when she walks, her mind talks
when she smiles, her thoughts shine

my little cloud princess
full of blue flowers
white marvelous dreams

everytime she looks up the sky
some blue stay in her eyes

and when she cries
heaven fall down on the ground

swing in the clouds
my little cloud princess...


moja wolność

wolnym człowiek jest gdy czuje się wolny, niezależnie od okoliczności. wolność to stan ducha, umysłu, to coś czego nie można zabić ani stłumić bez względu na ograniczenia ciała, tu na ziemi.

wzięłam los w swoje ręce, odważnie patrząc bestii prosto w oblicze, którego tak się niegdyś bałam.

jestem wolna, nareszcie.


niedziela, 28 października 2012

z pierwszym śniegiem

zawsze czekam tego momentu, kiedy wszystko jakby wokół zasypiając, nagle zamarza. przyszła zima, ta pierwsza, ze śniegiem. znów gdzieś przed siebie biegnę. ptaki chowają się na moim parapecie jakby wiedziały, że tu znajdą schronienie. jeszcze na chwilę mam błękitne niebo dla siebie, zanim znów zakryją je srebrne ciężkie obłoki. dni już krótkie, wymagające. noce mijają jedna za drugą zbliżając wszystkich do nieuchronnego końca tego roku.

ja czekam już tylko na jedną wieść, jeśli przyjdzie, jest szansa, że moje życie znów nabierze kolorów, a jeśli nie...na chwilę zasnę, jak co roku.

marzę w wakacjach. niekoniecznie takich z plażą, upałem. marzę po prostu, żeby wyjechać, zostawić za sobą kłopoty, ciężki rok i te wszystkie zmartwienia, które sprawiły, że nie mogę się podnieść z kolan.

patrzę w niebo, tam wysoko - w błękit. szukając odpowiedzi dla mnie.

sobota, 13 października 2012

moja jesień...

lubię jesień, za jej orzechowy zapach liści, za mgłę. lubię chłonąć te wszystkie ułamki, rozkładając je na jeszcze drobniejsze części. teraz mogę oddychać, póki śnieg nie zakryje białym puchem wszystkiego na co mogę patrzeć.

niedziela, 7 października 2012

ekonomia home made

w związku z tym, że dni są już coraz krótsze i jakby bardziej absorbujące, zaczęłam się zastanawiać nad tym, jak zaplanować resztę roku, żeby nie mieć poczucia, że coś straciłam. oczywiście nic nie jest już takie proste, kiedy sytuacja ekonomiczna w tym kraju zaczyna przerastać nawet obecnie panujący rząd. przecież jestem tylko małym żuczkiem, trybikiem w maszynie, która musi wytwarzać dla siebie i innych dobra. w infantylności swoich przemyśleń na tematy związane z polityką i ekonomią, złapałam się na tym, że całkiem nieźle liczę, znam się na oszczędzaniu i biznesie. także optymistycznie patrząc w przyszłość, jest szansa, że na coś wpadnę. ba! może nie będzie to przełomowe odkrycie, a całkiem niewielkie, aczkolwiek użyteczne. z tą oto myślą, kładę się spać, dorastając do pomysłu na kolejne cyferki.

jesień

no i przyszła, kuchennymi drzwiami, jesień.
liście po świecie kolorowe niesie.
minął wrzesień, październik do drzwi katarem zapukał.
sama, zła, fukam...
pies fruwa, pazurami o beton stuka.
huk wiatru, w szyby, deszczu dudnienie o parapet.
złośliwość losu, w głowie zamęt.
zakręty śliskie, błyszczą w trawie zeschnięte już liście.
ranki, o tak...jest mgliście.

ściskam zmarznięta kocyk.
z włosów plotę warkoczyk.
głosów szukam wśród nocy.
do pierwszego śniegu...
w myślach kroczę.

babim latem głowę przyozdobię.
póki jeszcze jesień mam w sobie.
póki mogę dłonie jeszcze ogrzać
w słońcu jesiennym pozostać.

środa, 3 października 2012

odchodzę

Brakuje mi chwil
Bezustannie

Brakuje mi czasu
Banalnie

Nie miewam przestojów
Nie mogę

By odczuć różnicę
Odchodzę

zawstydzona

Skradzione ukradkiem spojrzenie
Serca mimowolne drżenie

Oczy lśniące niczym gwiazdy
Nieba ułamki prawdy

Usta uśmiechem pełne
Grzechu warte zapewne

Słowa niewypowiedziane
Myśli w głowie niepoukładane

Wszystko w jednej minucie
Ucieka w miłosne knucie

Istne szczęściem przeżywam zatrucie

na nie

Nie pytam Cię o nic
Nie muszę

Nie chcę wiedzieć
Gdy się dowiem
Uduszę

Nie patrzę przed siebie
Bo i po co

Nie widzieć
Czasem jest lepiej
Ot co

Kradnę sekundy
Kiedy nie patrzysz

Wietrzysz podstęp
Potem mnie karcisz
Żarty

Na koniec nie słucham
Co mówisz do mnie

Minuty płyną
Mimowolnie
Skromnie

sobota, 29 września 2012

moje niebo

lubię patrzeć na moje niebo, na mój kawałek przestrzeni. lubię się przeglądać w chmurach, w przebłyskach słońca. samoloty na nim, jak mrówki, wędrują jeden za drugim. obserwuję swoje podniebne pole, maluję na nim marzenia, życzenia. przyszła jesień, niebo zmienia się gwałtownie w ciągu dnia, dając jednocześnie tyle radości. mam je całe dla siebie...bo nikt patrzy prócz mnie. jak tak zastygam na chwilę, patrząc, staje czas i wszystko zdaje się być takie proste. chmury jak bezy gonią tą samą drogą, codziennie, niezmiennie. lubię ten obraz, codziennie inny.

wtorek, 25 września 2012

chaos

all great changes are preceded by chaos...

niedziela, 9 września 2012

wzlot

Nad doliny, nad góry, jeziora i morza, Nad chmury, poza kręgi słonecznych promieni, Poza kres wypełnionej eterem przestrzeni, Dalej niźli sięgają sferyczne przestworza, Unosisz się, mój duchu, i lżejszy od tchnienia — Jak doświadczony pływak niesiony na falach — Nurzasz się w bezgranicznych i bezdennych dalach Z samczą pożądliwością nie do wysłowienia. Unieś się ponad ziemię owiniętą morem — Duch tym czystszy się staje, im wyżej ulata — I ogniem, który płonie w kielichu wszechświata, Zachłyśnij się i upij jak boskim likworem. Kres jałowym marnościom, kres wszelkim niedolom, Pod których się ciężarem istnienie ugina; Szczęśliwy ten, co skrzydła szeroko rozpina Szybując ku świetlistym pozaziemskim polom! Szczęśliwy, czyje myśli zdolne są do lotów, Kto z chyżością skowronka wznosi się nad chmury Na życie spoglądając z wysoka i który Rozumie mowę kwiatów i niemych przedmiotów! Charles Baudelaire tłum. Wisława Szymborska

piątek, 7 września 2012

do góry...

świat jak garnek, a ludzie w nim jak ziarenka kukurydzy, strzelają jak popcorn. Bóg nie dał przykrywki do tego garnka, bo i jak... żadna by nie pasowała. te ziarenka, ludzie, strzelają, najpierw unosząc się wysoko, a potem spadają, niemalże wszystkie w dół bez wyjątku. ja wiem jak nie spadać, co więcej, ja wiem jak się unosić coraz wyżej. zabieram ze sobą te nieliczne ziarenka, które warto chwycić i ponieść poziom wyżej. pokazać inne oblicze świata, to bardziej kolorowe. to gdzie nic się nie przykleja, nie oblepia i nie zostaje na zawsze. ja znam ten lęk przed upadkiem, znam konsekwencje. nie każde ziarenko można chwycić, nie każde unieść. latam. gotowa... chcę więcej...

czwartek, 6 września 2012

idzie jesień

spadają liście, wieje...niby lato, ale zegar tyka, za niecałe 3 tygodnie przyjdzie jesień. kolory, szale i wiatr we włosach. lubię. tylko ludzie jacyś smutniejsi, bardziej skupieni na zegarku, celu. panta rei...

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

będę latać...

wymyśliłam to już dawno temu, ale w zasadzie dopiero teraz uświadomiłam sobie, że powinnam. powinnam zgubić gdzieś ten lęk. przecież wiem jak to się robi, latam co noc we śnie. weszło mi w krew. mocno. drąży. jestem spokojna. nareszcie u siebie. time to fly away...

wtorek, 17 lipca 2012

tik tak, tik tak....

prawie słyszę wskazówki zegara, jak się przesuwają po tarczy. coś się kończy, coś zaczyna. tracę wątki. tygodnia końce i początki. zapętla się wszystko na jednej osi. zaciska. tik tak, tak tak... biegnę, nie oglądam się za siebie już. nie chcę, nie muszę. liczę, że jest dla mnie gdzieś czas i miejsce w przestrzeni. szukam luki w czasie. chcę wyrwać każdą sekundę.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

nie uciekaj już...

Gdy obracam się za siebie widzę Ciebie, w gniewie. Nie wiem czemu patrzysz tak daleko, nie pytam o powody. Nie szukam wymówek, nie uciekam przed Tobą. Nie uciekaj już. Nie zadawaj pytań, na które nie ma odpowiedzi. Żyjesz w tej sekundzie, z niej wybieraj treść. Szukaj w sobie rozwiązań. Jednego jestem pewna. Widzę to wyraźnie. Dziś już nie zaśniesz dla mnie. Znajdziesz nowy cel. Nie będzie znaków zapytania. Zostanie uśmiech na zawsze.

ułamki treści

przychodzi czas, kiedy dociera do nas każda wiadomość. przychodzi czas kiedy wszystko ma wyraźniejszy kształt i już tak nie przeraża. jestem zadowolona z tego co widzę, bo widzę kres podróży i wszystko na co czekałam. widzę siebie uśmiechniętą na końcu drogi w sukience i czuję spokój... tego obrazu się złapię, nareszcie...

niedziela, 17 czerwca 2012

co nagle to po diable...

"Nagle nic chyba się nie zdarza co ważne od lat jest w kalendarzach co nagle to po diable, a tyś aniołem jest Wcale ja znaków nie widziałam ale wciąż ich wypatrywałam co nagle to po diable wiedziałam o tym więc wysłałam falą me wołanie S.O.S. w butelce samotności oceanem dryfowało serce taki długi czas by odnaleźć nas, gotowych już na miłość i nie nagle to po diable to by było a tak nie, a tak nie. Nagle nie zbudowano miasta żaden las nagle nie wyrastał co nagle to po diable czyż nie? Tak mówi się Właśnie w ogrodzie dziś odkryłam strasznie ogromne drzewo chyba co nagle to po diable lecz nie, nie w tym rzecz. Przecież nagle za oknami nie wyrosło drzewo tej niezgodny między nami czemu nie widziałam tego jak rośnie cały czas i rozdziela nas burzy wszystko, co zbudowała miłość i nie nagle, bo po diable to by było a tak nie, a tak nie. Czarna pustka miedzy nami nie wyrosła nagle, więc do diabła z przysłowami co nagle to po diable. Rzeczywisty świat ma początek w nas z siłą woli można go na lepsze zmieniać Tylko czemu ja tak późno to pojęłam? i nagle, nagle... i nagle, nagle..."

czwartek, 7 czerwca 2012

love is a two way street...

no need to hide... właśnie zdałam sobie sprawę, że mój autobus już odjechał. jak zwykle "przegapiłam przystanek, bilet i trasę"... jak zwykle. no nic, "złapię następny", przecież jeżdżą co chwilę. mogę też być "pasażerem na gapę", to trochę bardziej spontanicznie nie zwykle, mniej przewidywalne. let yourself go... świeci słońce, siedzę na ławce, gapię się na błękitne niebo, po nogach chodzą mi mrówki. jest dobrze. pomimo wszystko. spróbuję zamknąć oczy i nie liczyć, a jak je otworzę będzie już inaczej.

niedziela, 3 czerwca 2012

czas, czas, czasss...

wszyscy narzekają na świat pędzi, że tempo życia jest wprost nie do wytrzymania. co z tego skoro jednocześnie pragniemy mieć wszystko na już: pieniądze na koncie, usługi od ręki, miłość na zawołanie, wszystkie terminy w kalendarzu z odpowiednim wyprzedzeniem. gdzie zatem jest ten czas dla nas, na myślenie, na retrospekcję, na znajdowanie małych przyjemności, które gubimy gdzieś po drodze w biegu. gdzie jest tylko nasz czas, kiedy wiem którędy płynąć i jaki obrać kierunek. w pośpiechu gubimy najważniejsze w życiu kwestie, gubimy nas samych, a tak ciężko potem odnaleźć właściwą ścieżkę, spośród tych wszystkich - poplątanych. gdzie szukać czasu zatem, skoro tak bardzo chcemy go mieć i jednocześnie marnotrawimy w tym samym momencie. dla każdego z nas ta sama minuta, spędzana nawet tak samo, jest czymś innym. względnie tu i teraz jest już przeszłością. w ułamku sekundy przebiegają myśli. nie lekceważ ich...nie marnuj, nie stratuj. ja swój czas znalazłam tam, gdzie nie spodziewałam się, że mogę cokolwiek znaleźć. w każdej chwili, kiedy nagle rozumiem, że jeśli komuś coś dam, pomogę, tam właśnie jestem ja, cała. jeszcze niepewna każdej chwili, chłonę, żeby nie stracić czasu, który jest mi wyjątkowo cenny. nigdy nie należałam do osób cierpliwych, dla mnie czas był tu i teraz, reszta się nie liczyła. nagle po tylu latach życia chwilą zaczęłam planować kawałek dalej, jakby to miało znaczenie, jakbym miała wpływ na wszystko i wszystkich. pełna kontrola nad wszystkim, a każdy nieprzewidziany szczegół burzył strukturę. nagle się budzę z letargu czasowego, z tej linijki, wg której wszystko jest proste, a za każdym zakrętem czeka na mnie moja znajoma zasada. nagle się budzę i wiem, że wszystko to o kant *** rozbić, że trzeba inaczej. nie potrafię sama znaleźć ścieżki, może ktoś mi powie, pokaże nowe ślady, nieznane dotąd. może ktoś sprawi, że zmienię swoje postrzeganie. teraz kiedy znalazłam swój czas, szukam jeszcze w swojej głowie tego zegarka, który muszę wyrzucić, bo się zbyt spieszy. a tu nie o pośpiech chodzi, tylko o mój czas dla mnie. tylko mój czas.

sobota, 26 maja 2012

Lato, lato ach to ty...

ciepło powraca raz po raz, słońce jeszcze nieśmiało, choć czasem gwałtownie, zabiera kawałek nieba. w głowie mam lato, motyle, uśmiechy. w głowie mam wszystko i nic. szukam swojego wiatru w skrzydła. szukam siebie w sobie. znajduję wciąż na nowo wszystkie stare myśli i są mi miłe...

niedziela, 15 kwietnia 2012

znaleziono klucz

zdaje się, że przypadkowo znalezione hasło, pomogło mi dziś odpowiedzieć na parę pytań i sklasyfikować pewne lęki, które niczym nieuchwytne dotąd mary z przeszłości, krążyły mi nad głową.

"if you're afraid to fail, you'll keep failing forever"

niby proste, zrozumiałe, a jednak przychodzi taka chwila, kiedy stajesz z tym sam ze sobą, one on one i nie ma już wyjścia ani możliwości poprawienia niczego. każde rozliczenie niesie ze sobą jakby uwolnienie od złych nawyków, obciążeń.

muszę pamiętać również o jednym, każdy strach ma wielkie oczy...ale przecież to tylko oczy...

moje są szeroko otwarte, a mimo to udało mi się przepuścić kilka ważnych elementów.

nie przygrywam już. nie mogę. idę przed siebie.

sobota, 14 kwietnia 2012

przyjacielu mój...

bądź mi przyjacielem, nie wrogiem
bądź mi bliski, tuż za progiem

bądź obok, gdy poproszę
bądź zawsze, gdy oczy znad ziemi unoszę

bądź taki, jak w moich marzeniach
bądź realny, nie do zniesienia

bądź gdzieś, gdzie szukam oddechu
bądź taki jak w każdym uśmiechu

w końcu bądź mi tylko dla mnie
zawsze, po prostu nieustannie...

celebrując ciszę

celebrując ciszę - wtedy najlepiej słyszę
głosy ze środka - serca niejedna zwrotka
z myśli rozwianych - intuicją kierowanych

celebrując ciszę - gdy nad przepaścią wiszę
z tych wszystkich treści - wybrać dwieście
właściwsze słowa - do pisania jestem gotowa

wolna od myśli głowa - rośnie od nowa
jak sowa - wszystko wypatrzeć - niemowa
druga lepsza mnie połowa - schowaj...

Albatros

"Albatros" Baudelaire Charles


Czasami dla zabawy uda się załodze
Pochwycić albatrosa, co śladem okrętu
Polatuje, bezwiednie towarzysząc w drodze,
Która wiedzie przez fale gorzkiego odmętu.


Ptaki dalekolotne, albatrosy białe,
Osaczone, niezdarne, zhańbione głęboko,
Opuszczają bezradnie swe skrzydła wspaniałe
I jak wiosła zbyt ciężkie po pokładzie wloką.


O jakiż jesteś marny, jaki szpetny z bliska,
Ty, niegdyś piękny w locie, wysoko, daleko!
Ktoś ci fajką w dziób stuka, ktoś dla pośmiewiska
Przedrzeźnia twe podrygi, skrzydlaty kaleko!


Poeta jest podobny księciu na obłoku,
Który brata się z burzą, a szydzi z łucznika;
Lecz spędzony na ziemię i szczuty co kroku -
Wiecznie się o swe skrzydła olbrzymie potyka.

3 lata...

wyliczanka, raz, dwa, trzy...
baba Jaga patrzy...
straszne to oblicze - krzyczę,
w środku siebie krzyczę...
pod ścianą jak dziecko ryczę

raz dwa trzy - grymas na twarzy
makijażem go nie zmażę...
słowa, zanim wypowiem odpowiednio zważę
prawdy - miraże
nie każ mi kłamać - każesz...

trzy dwa jeden - lat siedem
nie wiem kiedy minęło
czy się skończyło czy zaczęło
skąd się nagle w moim życiu wzięło...

trzy dwa jeden - gniewem
witam każdego dnia siebie...
oglądam się w lustrze i nie wiem...
kogo zobaczę gdy oczy uniosę
nad rant lustra - nie patrz... proszę...

trzy długie lata - rok po roku
z kłamstwem na każdym kroku
ze smutnym życiem o zmroku
bez światła bez szczęścia proroków
usłyszę znów koniec wyroku

dwa wyjścia - jedno za drugim
które łatwiejsze okupione trudem
za którą ścieżkę nie pójdę w ułudę
gdzie nie spojrzę wieje cudem
bezwiednie zamykam serca framugę

jedna ja na środku tej drogi
sama wybrać za siebie nie mogę
zamykam oczy by lepiej słyszeć
by móc wybrać tę właściwszą ciszę
by nie wszystko co zostało przemilczeć

odlecieć stąd...

niby przyszła wiosna i wszystkie ptaki wracają, by gniazdować...a ja... ja najchętniej bym uciekła...

obudziłam się i nagle mam wrażenie, jakbym przegapiła życie, jakby uciekło, rozeszło się, nitka po nitce... wszystko jest za ciasne, nie mieszczę się w żadną foremkę, do żadnej szuflady. patrzę w lewo, w prawo, przed siebie i nic nie widzę... nie wiem, ani którędy przyszłam ani czy mogę wrócić ani dokąd mam teraz pójść...

szukam zatem ptaka, który zabierze mnie z powrotem na swoich skrzydłach, tam hen, do góry, a potem będę mogła znów latać sama, swobodnie...

życie składa się z chwil, ułamków zdarzeń, słów, zwłaszcza tych niewypowiedzianych, które znikają gdzieś bezgłośne w przestrzeni nas samych.

życie składa się też z tych ulotnych momentów, kiedy mamy szansę złapać swój pociąg do szczęścia i nagle sięgając do kieszeni, czujemy, że nie mam w niej biletu, na tę właśnie podróż.

zamknięta w jedną z form, próbuję wzbić się na rosnących nieśmiało skrzydłach, jeszcze to takie nieopierzone, choć powinno już dawno wić gniazdo.... jeszcze takie nieśmiałe w marzeniach, skulone w sobie, schowane.

ile drogi mnie jeszcze czeka, ile pociągów, ile drzwi do tej jednej właściwej ścieżki, zawsze prostej, do jednego już celu.

czekam na ten ciepły, przyjazny wiatr, czekam na właściwy moment, bo to będzie już tylko raz, kiedy po prostu pofrunę do góry, nie w dół...

póki co wciąż wszystko ciężkie, ciągnie ku ziemi, nie mogę się oderwać, jakby zatrzymana, zastygła w jednej pozie... jak niedokończone dzieło początkującego rzeźbiarza...niedoskonałe...

każde pióro ważne, każde spełnia jakąś funkcję, każde musi być idealne, by móc latać...

jeszcze chwila...aż znajdę swoje skrzydła, które mnie uniosą i te, które ze mną zostaną, by mnie nieść ku mojemu zachodowi słońca.

czwartek, 12 kwietnia 2012

niedziela, 8 kwietnia 2012

Chrystus zmartwychwstał... prawdziwie zmartwychwstał

nowa nadzieja, grzechów odkupienie, ciała zmartwychwstanie, przebacz mi grzechy Panie...amen...

sobota, 25 lutego 2012

lekki lifting

Patrzę za okno, leje...jak zwykle...tym razem deszcz...chyba idzie wiosna...chyba...i wieje, może przywieje coś nowego...

Mentalnie przechodzę z fazy kokonu do motylka...jeszcze miesiąc i kilka dni i znów polecę ku niebu...taki wiosenny odlot...

Jakby cieplej, ale wciąż wszystko schowane...patrzę za okno...patrzę...

Wypatruję nowego kursu, gdzieś tam na mnie czeka...czas...rzeką deszczu płynie...

wtorek, 7 lutego 2012

welcome to reality

śmierć małego dziecka, protesty w totalitarnej Rosji, śmieszna pseudo-debata w sprawie ACTA...kolejny tydzień mija. niełatwe informacje chłonę całą powierzchnią. trudno pojąć wszystko, ogarnąć.

człowiek stara się mieć własne zdanie, w każdej kwestii, ale tak trudno znaleźć odpowiedzi na każde pytanie.

zima, mroźna... dużo pracy. dokładam sobie kolejne cegiełki, wydaje mi się, że udźwignę więcej... gdzie z tym zajdę, jak daleko, nie wiem jeszcze.

serce zamarznięte, myśli marzną na myśl o kolejnych wiadomościach.

niedziela, 29 stycznia 2012

miłość jest wtedy...

...kiedy spotyka się dwoje ludzi z taką samą nerwicą. nie moje, czyjeś...nawet już nie pamiętam, gdzie przeczytane. nerwowo się robi.

mówią, że miłość jest po to, by odpoczywać, by zacząć wszystko, co się kiedyś skończyło - zacząć jeszcze raz.

na zewnątrz minus 14, zima, słońce... ciekawe czy serce też zamarza wtedy? czy mniej czuje.

wtorek, 24 stycznia 2012

rok smoka

zaczęło się. najszczęśliwszy, z afirmacjami, świecami i porządkami. pozornie nowy, a stary schemat. zaczęło się, bo los tak chciał, co 12 lat. mam nadzieję, że dla mnie na szczęście.

zaczęło się od "wojny o wolność" i sprawy podpisania ACTA oraz paru różnych aspektów bycia fair w sieci.

mówią, że idzie nowa rewolucja, a Legion ruszy ludzkie umysły i serca. we will see.

byle przed siebie... wyczekuję w ukryciu, by uderzyć.

I wanna settle down.

piątek, 6 stycznia 2012

bitter-sweet memories


Jak zima której nie ma, jak wszechogarniająca potrzeba szukania kolorów...