wzięłam pustą kartkę, siedziałam godzinę zanim cokolwiek powstało. to nie miała być konstruktywna krytyka, metoda na wybaczenie sobie błędów, to miało być tylko ćwiczenie, zabawa w literowanie. w końcu napisałam siebie od nowa, całą. nie brak szczegółów. słowa, słowa, słowa... potok słów. wylała się kartka, cała, na stół, na podłogę, wszystko w strzępach litery. chciałam poukładać sama, ale chyba zabrakło mi rąk, głowy.
gdzie jest moja wiosna ze słońcem radosnym, z dłońmi we włosach, z uśmiechem na ustach, beztroska...gdzie?
otworzyłam balkon, litery uciekły, zostało ich kilka zaledwie, na podłodze... pozbieram potem, sama.
chyba dorosłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz