poniedziałek, 27 lipca 2015

Kiedy jest miłość..

Gdzie oparcia nigdy dość...w żalu pokłony składam słońcu.
Gdzie ramię mocne otacza ciało tkliwe. Słaba, idealistka, na jego dłoni kładę swoją.
Ośmielam się marzyć, niepokorna.
Wtulona zasypiam co noc, budząc się z płaczem nad ranem.
Póki błękitu oczu nie zobaczę za woalem mgły porannej. Konam co noc i rodzę się jak rosa w trawie.
Wybranka księżyca ukołysana słowami pięknymi.
W szczęściu nie podobna sobie.
Miłość moje jedyne imię i wspólny mianownik wszystkich nieszczęść tego świata.
Jak karta biała zapełniam się obietnicą lepszego jutra. Zamykam oczy na dziś. Prawda okrutna.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz