niedziela, 28 października 2012

z pierwszym śniegiem

zawsze czekam tego momentu, kiedy wszystko jakby wokół zasypiając, nagle zamarza. przyszła zima, ta pierwsza, ze śniegiem. znów gdzieś przed siebie biegnę. ptaki chowają się na moim parapecie jakby wiedziały, że tu znajdą schronienie. jeszcze na chwilę mam błękitne niebo dla siebie, zanim znów zakryją je srebrne ciężkie obłoki. dni już krótkie, wymagające. noce mijają jedna za drugą zbliżając wszystkich do nieuchronnego końca tego roku.

ja czekam już tylko na jedną wieść, jeśli przyjdzie, jest szansa, że moje życie znów nabierze kolorów, a jeśli nie...na chwilę zasnę, jak co roku.

marzę w wakacjach. niekoniecznie takich z plażą, upałem. marzę po prostu, żeby wyjechać, zostawić za sobą kłopoty, ciężki rok i te wszystkie zmartwienia, które sprawiły, że nie mogę się podnieść z kolan.

patrzę w niebo, tam wysoko - w błękit. szukając odpowiedzi dla mnie.

sobota, 13 października 2012

moja jesień...

lubię jesień, za jej orzechowy zapach liści, za mgłę. lubię chłonąć te wszystkie ułamki, rozkładając je na jeszcze drobniejsze części. teraz mogę oddychać, póki śnieg nie zakryje białym puchem wszystkiego na co mogę patrzeć.

niedziela, 7 października 2012

ekonomia home made

w związku z tym, że dni są już coraz krótsze i jakby bardziej absorbujące, zaczęłam się zastanawiać nad tym, jak zaplanować resztę roku, żeby nie mieć poczucia, że coś straciłam. oczywiście nic nie jest już takie proste, kiedy sytuacja ekonomiczna w tym kraju zaczyna przerastać nawet obecnie panujący rząd. przecież jestem tylko małym żuczkiem, trybikiem w maszynie, która musi wytwarzać dla siebie i innych dobra. w infantylności swoich przemyśleń na tematy związane z polityką i ekonomią, złapałam się na tym, że całkiem nieźle liczę, znam się na oszczędzaniu i biznesie. także optymistycznie patrząc w przyszłość, jest szansa, że na coś wpadnę. ba! może nie będzie to przełomowe odkrycie, a całkiem niewielkie, aczkolwiek użyteczne. z tą oto myślą, kładę się spać, dorastając do pomysłu na kolejne cyferki.

jesień

no i przyszła, kuchennymi drzwiami, jesień.
liście po świecie kolorowe niesie.
minął wrzesień, październik do drzwi katarem zapukał.
sama, zła, fukam...
pies fruwa, pazurami o beton stuka.
huk wiatru, w szyby, deszczu dudnienie o parapet.
złośliwość losu, w głowie zamęt.
zakręty śliskie, błyszczą w trawie zeschnięte już liście.
ranki, o tak...jest mgliście.

ściskam zmarznięta kocyk.
z włosów plotę warkoczyk.
głosów szukam wśród nocy.
do pierwszego śniegu...
w myślach kroczę.

babim latem głowę przyozdobię.
póki jeszcze jesień mam w sobie.
póki mogę dłonie jeszcze ogrzać
w słońcu jesiennym pozostać.

środa, 3 października 2012

odchodzę

Brakuje mi chwil
Bezustannie

Brakuje mi czasu
Banalnie

Nie miewam przestojów
Nie mogę

By odczuć różnicę
Odchodzę

zawstydzona

Skradzione ukradkiem spojrzenie
Serca mimowolne drżenie

Oczy lśniące niczym gwiazdy
Nieba ułamki prawdy

Usta uśmiechem pełne
Grzechu warte zapewne

Słowa niewypowiedziane
Myśli w głowie niepoukładane

Wszystko w jednej minucie
Ucieka w miłosne knucie

Istne szczęściem przeżywam zatrucie

na nie

Nie pytam Cię o nic
Nie muszę

Nie chcę wiedzieć
Gdy się dowiem
Uduszę

Nie patrzę przed siebie
Bo i po co

Nie widzieć
Czasem jest lepiej
Ot co

Kradnę sekundy
Kiedy nie patrzysz

Wietrzysz podstęp
Potem mnie karcisz
Żarty

Na koniec nie słucham
Co mówisz do mnie

Minuty płyną
Mimowolnie
Skromnie