przyszedł do mnie nagi, słaby, zły
przyszedł nie mówiąc nic, milcząc
został na chwilę by tylko popatrzeć
by nie mówiąc nic gromadzić informacje
chciałam dotknąć jego twarzy z oddali
nie pozwalał na nic, nawet sobie
gdy minęła pierwsza cisza krzyczał
potem pośpieszne składał słowa na nowo
bał się, że wszystko co odkrył zaboli
mimowolnie znikał zawstydzony, obnażony
chwyciłam dłoń bez słowa i przyniosłam
ze sobą to wszystko czego tak pragnął
i w jednej chwili jak kwiat na wiosnę
wybuchł tysiącem kolorów dźwięków
jakby lód pękł już, choć pokrywa
jeszcze tak gruba, nieprzejednana
i został na chwilę z nadzieją
w milczeniu jeszcze lecz słowami
i mogłam go dotknąć choć tylko we śnie
kiedy nie bronił już murów
wtorek, 24 czerwca 2014
podróż
jesteśmy tylko pasażerami w podróży, w pociągu zwanym życiem. wsiadamy i wysiadamy na wyznaczonych stacjach, czasem bezimienni, nadzy od emocji, których nie mamy z kim dzielić.
moja podróż rozpoczyna się w momencie, kiedy wszystkie pociągi myślałam, że już odjechały, kiedy się sądziłam, że tak bardzo się spóźniłam. nagle na peronie widzę siebie stojącą nieruchomo, wpatrzoną nadzieją w tunel, z którego lada chwila wyłoni się nowa historia, pełna pasażerów, takich jak ja, spóźnionych, oczekujących. oni już wsiedli, jadą trasą, której nie znają jeszcze, z ufnością, że każdy nowy przystanek da im kolejną odpowiedź. próbuję jeszcze resztką wyobraźni sięgnąć momentu, gdy miałam przy sobie mały bagaż, a teraz urósł tak bardzo, że sama go nie dźwignę.
pociąg staje, ale tylko na chwilę, by pochłonąć mnie całą bez reszty, razem ze wszystkim co niosłam tak długo. widzę jasne oczy konduktora, który krzyczy "odjazd", pospiesznie zajmuję wyznaczone mi miejsce, pośród ludzi bez twarzy. stukot kół odbity od szyn łamie ciszę i jednej chwili wszystko zamiera w tym dźwięku.
w głowie mam obrazy sprzed lat, mijają za oknem jak krajobraz. szybko, bez sentymentu, jak w kalejdoskopie. ktoś przychodzi, zajmuje miejsce obok, patrzy łagodnymi oczyma na mnie, pytająco. rysy twarzy przypominają znajomą twarz, ale nie umiem znaleźć słów, by zapytać kim ów postać jest. jeszcze przez chwilę szukam w pamięci zdarzeń, ułamków informacji, strzępów emocji , kiedy wszystko mija...
nadal stoję na dworcu, próbując ręką dosięgnąć pociągu do marzeń, nie przyjechał, albo już odjechał nie wiem. obrazy się zacierają, z czasem jestem już tylko pasażerem, jak inni, bez twarzy. nie wiem gdzie jest kres, ani jaki jest cel, przecież zawsze była ważna podróż sama w sobie. mam wrażenie, że przegapiłam coś. otwieram oczy, wiatr we włosach wyznacza kolejne godziny, bezwolnie.
może jeśli trochę dłużej zaczekam, może jeśli zmniejszę ten ciężki bagaż, może przyjedzie mój, właściwy pociąg. do wolności.
światło gaśnie na horyzoncie, a mnie się już nigdzie nie spieszy. odległość taka sama i tunel ten sam. życie, przyjedź już życie...
moja podróż rozpoczyna się w momencie, kiedy wszystkie pociągi myślałam, że już odjechały, kiedy się sądziłam, że tak bardzo się spóźniłam. nagle na peronie widzę siebie stojącą nieruchomo, wpatrzoną nadzieją w tunel, z którego lada chwila wyłoni się nowa historia, pełna pasażerów, takich jak ja, spóźnionych, oczekujących. oni już wsiedli, jadą trasą, której nie znają jeszcze, z ufnością, że każdy nowy przystanek da im kolejną odpowiedź. próbuję jeszcze resztką wyobraźni sięgnąć momentu, gdy miałam przy sobie mały bagaż, a teraz urósł tak bardzo, że sama go nie dźwignę.
pociąg staje, ale tylko na chwilę, by pochłonąć mnie całą bez reszty, razem ze wszystkim co niosłam tak długo. widzę jasne oczy konduktora, który krzyczy "odjazd", pospiesznie zajmuję wyznaczone mi miejsce, pośród ludzi bez twarzy. stukot kół odbity od szyn łamie ciszę i jednej chwili wszystko zamiera w tym dźwięku.
w głowie mam obrazy sprzed lat, mijają za oknem jak krajobraz. szybko, bez sentymentu, jak w kalejdoskopie. ktoś przychodzi, zajmuje miejsce obok, patrzy łagodnymi oczyma na mnie, pytająco. rysy twarzy przypominają znajomą twarz, ale nie umiem znaleźć słów, by zapytać kim ów postać jest. jeszcze przez chwilę szukam w pamięci zdarzeń, ułamków informacji, strzępów emocji , kiedy wszystko mija...
nadal stoję na dworcu, próbując ręką dosięgnąć pociągu do marzeń, nie przyjechał, albo już odjechał nie wiem. obrazy się zacierają, z czasem jestem już tylko pasażerem, jak inni, bez twarzy. nie wiem gdzie jest kres, ani jaki jest cel, przecież zawsze była ważna podróż sama w sobie. mam wrażenie, że przegapiłam coś. otwieram oczy, wiatr we włosach wyznacza kolejne godziny, bezwolnie.
może jeśli trochę dłużej zaczekam, może jeśli zmniejszę ten ciężki bagaż, może przyjedzie mój, właściwy pociąg. do wolności.
światło gaśnie na horyzoncie, a mnie się już nigdzie nie spieszy. odległość taka sama i tunel ten sam. życie, przyjedź już życie...
niedziela, 16 marca 2014
nie chcemy wojny
"nie" - dla takiego świata, w którym trzeba cierpliwością nienawiść łatać
"nie" - z dezaprobatą dla ludzkiej głupoty, dla dążenia do władzy, uczuć chłosty
nie chcemy wojny, ludzi w śmierć hojnych
nocy od huków strzałów upojnych
drżenia głosów dzieci, kobiet wolnych
stosem płoną łzy istot spokojnych
wiernych, dostojnych...
"nie" - z dezaprobatą dla ludzkiej głupoty, dla dążenia do władzy, uczuć chłosty
nie chcemy wojny, ludzi w śmierć hojnych
nocy od huków strzałów upojnych
drżenia głosów dzieci, kobiet wolnych
stosem płoną łzy istot spokojnych
wiernych, dostojnych...
napisać siebie od nowa
wzięłam pustą kartkę, siedziałam godzinę zanim cokolwiek powstało. to nie miała być konstruktywna krytyka, metoda na wybaczenie sobie błędów, to miało być tylko ćwiczenie, zabawa w literowanie. w końcu napisałam siebie od nowa, całą. nie brak szczegółów. słowa, słowa, słowa... potok słów. wylała się kartka, cała, na stół, na podłogę, wszystko w strzępach litery. chciałam poukładać sama, ale chyba zabrakło mi rąk, głowy.
gdzie jest moja wiosna ze słońcem radosnym, z dłońmi we włosach, z uśmiechem na ustach, beztroska...gdzie?
otworzyłam balkon, litery uciekły, zostało ich kilka zaledwie, na podłodze... pozbieram potem, sama.
chyba dorosłam.
gdzie jest moja wiosna ze słońcem radosnym, z dłońmi we włosach, z uśmiechem na ustach, beztroska...gdzie?
otworzyłam balkon, litery uciekły, zostało ich kilka zaledwie, na podłodze... pozbieram potem, sama.
chyba dorosłam.
niedziela, 23 lutego 2014
wiosna
kiedy pierwsze słońce łagodnie głaszcze twarz, oplata ciepłym wiatrem ciało, wtedy wiem, że idzie wiosna. uśmiech sam wkrada się w życie. tęcza kolorami kradnie czas, tak ciężko się skupić. wracam do wspomnień, do dni kolorowych, przepełnionych zapachami. wszystko wiruje, gaśnie noc i na raz dzień jakby dłuższy i chce się tańczyć. na ulicach jeszcze pozostałości po zimie, szarość, ale już nieśmiało z trawników mrugają pierwsze kwiaty. jeszcze tydzień lub dwa, kiedy znów spadnie ostatni śnieg, a potem ten wybuch, nie do pohamowania. historia zatacza koło, biegnę przed siebie, bez zmęczenia.
czwartek, 20 lutego 2014
ukraiński sen
śniłam o wolności, w dniu kiedy wybuchła wojna. wojna między tym co boskie a tym co ludzkie, między władzą, a siłą ludzkich serc. ludzie giną, bezprawnie, bezpodstawnie, dziesiątkami. tuż za naszą granicą rozgrywa się dramat, na oczach całego świata. trudno skupić myśli, kiedy tam ludzie proszą o pomoc, i giną za wolność, za to by mieć prawo mówić głośno o wszystkim co ich boli. jestem świadkiem najboleśniej prawdy o demokracji, i najtrudniejszej lekcji historii. sprawa jest o tyle trudna, że za kilka dni kończą się igrzyska w Soczi i oczy całego świata będą skierowane na to co zrobi Putin.
jestem pełna obaw o przyszłość, nie tylko dlatego, że Ukraińcy to nasi sąsiedzi, ale również dlatego, że to moja przyszłość, a w niej chcę spędzić resztę swojego życia, szczęśliwa i spokojna, patrząc na ludzi, którzy się słuchają, szanują.
ciężka noc, kolejna. świst kul, krew, krzyki. świat patrzy, widział, wiedział ... czas...
jestem pełna obaw o przyszłość, nie tylko dlatego, że Ukraińcy to nasi sąsiedzi, ale również dlatego, że to moja przyszłość, a w niej chcę spędzić resztę swojego życia, szczęśliwa i spokojna, patrząc na ludzi, którzy się słuchają, szanują.
ciężka noc, kolejna. świst kul, krew, krzyki. świat patrzy, widział, wiedział ... czas...
niedziela, 16 lutego 2014
jak człowiek chory to więcej myśli...
... no i ma czas, żeby pomyśleć o rzeczach, które ciągle odkłada na półkę. zakurzone myśli wędrują, przepychając się między sobą. jedna krzyczy przez drugą "moja kolej!". tym oto sposobem odkurzyłam marzenia, skonfrontowałam je z rzeczywistością, oceniłam swoje szanse. w głowie kiełkują pomysły przed lat, kiedy byłam jeszcze uroczo naiwna, szczęśliwa, beztroska. to wszystko sprawia, że w tym roku wiosna przyszła wcześniej, w sercu, w głowie, na papierze.
spotkanie "odpowiedniego" człowieka stało się łatwiejsze, iskrzy, solidnie. iskry dają motywację, siłę, otwierają drzwi, pozwalają ułożyć myśli w całość, nawet te, które dotychczas wydawały się być jak zaginione puzzle w jednej układanki.
rozkoszuję się myślą o tulipanach, frezjach, zieleni, żółci, baziach i bocianach, które podobno już przyleciały. szukam żywych sytuacji, które mnie dotkną, sprawią, że się obudzę do życia.
zamykam oczy i słyszę to: https://www.youtube.com/watch?v=sEwM6ERq0gc
nowa ja, delikatniejsza, subtelniejsza, wytrwalsza.
spotkanie "odpowiedniego" człowieka stało się łatwiejsze, iskrzy, solidnie. iskry dają motywację, siłę, otwierają drzwi, pozwalają ułożyć myśli w całość, nawet te, które dotychczas wydawały się być jak zaginione puzzle w jednej układanki.
rozkoszuję się myślą o tulipanach, frezjach, zieleni, żółci, baziach i bocianach, które podobno już przyleciały. szukam żywych sytuacji, które mnie dotkną, sprawią, że się obudzę do życia.
zamykam oczy i słyszę to: https://www.youtube.com/watch?v=sEwM6ERq0gc
nowa ja, delikatniejsza, subtelniejsza, wytrwalsza.
Subskrybuj:
Posty (Atom)