poniedziałek, 26 kwietnia 2010

nowa rzeczywistość

budzi się człowiek jak co poniedziałek, pędzi spóźniony do pracy, chwyta cokolwiek do jedzenia i z przykrością stwierdza, że mary senne lubią być jawnie powtarzalne.

Jarosław Kaczyński na prezydenta...dudnią media w porze lunchu. wieczorny dziennik poświęcony w całości sytuacji politycznej i kampanii, która już kwitnie. przypomina mi to te owadożerne kwiaty, śmierdzą, nie mają ładnego wyglądu i pożerają w całości.

nikt inny o niczym innym nie mówi, a wszystkie problemy życia codziennego zdają się być jakby mniej przytłaczające, bo przecież budzi się w niektórych wola walki, rywalizacji.

siedząc tu gdzie siedzę, stwierdzam, że już utworzyły się obozy "nie dla prezydentury Kaczyńskiego" i "pójdę na wybory prezydenckie". jeśli to ma oznaczać 60% frekwencję, proszę bardzo...jeśli nie, to szkoda gadać.

póki żył mój ojciec mówił otwarcie, nie ma nadziei dla tego pokolenia, nie ma świętości, nikt nie wie czym jest możliwość dokonania wyboru, czym jest demokracja. ona pamiętał czasy, kiedy było ciężko i kiedy trzeba było mówić niektóre rzeczy szeptem. zawsze spierałam się z nim o każdy drobiazg. ile bym dała, żeby znów uderzyć w tę debatę i porównać poglądy. przynajmniej ktoś pilnował mojego morale politycznego;-)

z przerażeniem patrzę na 22 kandydatów: Bronek z miną niewinną, który kojarzy mi się wybitnie z pytaniem " jaka to będzie prezydentura", odpowiedź "pomidor", Olechowski...totalnie niezależny , "szczerze oddany" prawdzie o swojej przeszłości, Napieralski, największa pomyłka zszarzałej lewicy, okaleczonej przez katastrofę samolotu i Marek, Marek Jurek, bez słów...

mówią, że to będzie "cicha kampania", medialnie nudna, pozornie merytoryczna, outdoorowo uboga. zobaczymy efekty, czas zrobić rachunek sumienia, żeby potem móc powiedzieć sobie "i z czego tu wybierać, wybrałam mniejsze zło".

nie milkną głosy, jak to prezydent bez pierwszej damy? chyba takie są już losy nowego świata, nie wszystko jest tradycyjne i nie wszystko musi być książkowe.

mam nadzieję, że obudzę się we wtorek i przeczytam coś nowego, coś czego nie wiem, bo polityka stała się już nazbyt przewidywalna, choć wciąż tak samo fascynująca w swojej niewiarygodnej i bezdennej płyciźnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz