piątek, 30 kwietnia 2010

piątek

piątek...mówią tygodnia koniec i początek...
na drobne się nie rozmienię, na lepszy model nie wymienię...
parę słów z kim trzeba zamienię...
w sumie takie utęsknienie, za normalnością westchnienie...
za swojskim zapachem pragnienie...

smalec z ogórkiem kiszonym, myśl dobra, skora bym nawet zjadła a i owszem...
akwariowa ryba, to tu to tam...wszędzie mnie pełno, choć z oddychaniem problem...
byle do światła w dzień, a w nocy...byle ciepło, pod kocyk... owocowo, cudnie, raz pachnie, raz mów do mnie, na raz, na dwa, na trzy...znikam:-).

lato za progiem, byle z bogiem, byle po polu, nie z wrogiem, nie sama, nie za chama, nie po prostu, byle starczyło wzrostu...

sięgam sobie, ile palców starczy, ile sił, ile walczę...aż komuś do szczęścia wystarczę. piątek, od… tygodnia koniec...a dla mnie początek.

środa, 28 kwietnia 2010

ja chcę do domu





i nie mów nikomu, że ja chcę do domu;-)

ukraińskie ekscesy i polskie węzły gordyjskie

jednoznacznie stwierdzam, że napad dziczy w ukraińskim parlamencie jest tym, czego brakuje polskiej polityce. nie żebym liczyła na totalne schamienie elity i tak wątpliwej reputacji naszych wybrańców, ale jakby każdy dał sobie "po razie", oczyściłaby się atmosfera, nie tylko polityczna:). wyglądało to komicznie i ewidentnie świadczyło o braku dojrzałości debaty, ale jedno trzeba przyznać, krewko panowie szaleli.

mówią, że "węzły gordyjskie" czekają na rozplątanie (patrz IPN, ustawa aborcyjna i setki innych dość trudnych tematów). Bronek niczym "pączek na oleju" zaczął pływać w dość wysokiej temperaturze, pytanie czy będzie miał kto go przewrócić na drugą stronę na czas;).

wydarzenia polityczne tego kraju w całkiem przyjemny sposób zaczynają mnie angażować...choć jeszcze nikt, na szczęście, mnie nie agitował na żadną listę.

powoli zaczyna się odliczanie do wielkiej bitwy, zatem byle do 20 czerwca.

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

ukochany Lermontow, Żagiel

Żagiel

Белеет парус одинокой
В тумане моря голубом. -
Что ищет он в стране далекой?
Что кинул он в краю родном?

Играют волны, ветер свищет,
И мачта гнется и скрыпит;
Увы! - он счастия не ищет
И не от счастия бежит! -

Под ним струя светлей лазури,
Над ним луч солнца золотой: -
А он, мятежный, просит бури,
Как будто в бурях есть покой!

powroty cz.2 Capri


all mine...

Chodzi i śpiewa na głos od tygodnia

nowa rzeczywistość

budzi się człowiek jak co poniedziałek, pędzi spóźniony do pracy, chwyta cokolwiek do jedzenia i z przykrością stwierdza, że mary senne lubią być jawnie powtarzalne.

Jarosław Kaczyński na prezydenta...dudnią media w porze lunchu. wieczorny dziennik poświęcony w całości sytuacji politycznej i kampanii, która już kwitnie. przypomina mi to te owadożerne kwiaty, śmierdzą, nie mają ładnego wyglądu i pożerają w całości.

nikt inny o niczym innym nie mówi, a wszystkie problemy życia codziennego zdają się być jakby mniej przytłaczające, bo przecież budzi się w niektórych wola walki, rywalizacji.

siedząc tu gdzie siedzę, stwierdzam, że już utworzyły się obozy "nie dla prezydentury Kaczyńskiego" i "pójdę na wybory prezydenckie". jeśli to ma oznaczać 60% frekwencję, proszę bardzo...jeśli nie, to szkoda gadać.

póki żył mój ojciec mówił otwarcie, nie ma nadziei dla tego pokolenia, nie ma świętości, nikt nie wie czym jest możliwość dokonania wyboru, czym jest demokracja. ona pamiętał czasy, kiedy było ciężko i kiedy trzeba było mówić niektóre rzeczy szeptem. zawsze spierałam się z nim o każdy drobiazg. ile bym dała, żeby znów uderzyć w tę debatę i porównać poglądy. przynajmniej ktoś pilnował mojego morale politycznego;-)

z przerażeniem patrzę na 22 kandydatów: Bronek z miną niewinną, który kojarzy mi się wybitnie z pytaniem " jaka to będzie prezydentura", odpowiedź "pomidor", Olechowski...totalnie niezależny , "szczerze oddany" prawdzie o swojej przeszłości, Napieralski, największa pomyłka zszarzałej lewicy, okaleczonej przez katastrofę samolotu i Marek, Marek Jurek, bez słów...

mówią, że to będzie "cicha kampania", medialnie nudna, pozornie merytoryczna, outdoorowo uboga. zobaczymy efekty, czas zrobić rachunek sumienia, żeby potem móc powiedzieć sobie "i z czego tu wybierać, wybrałam mniejsze zło".

nie milkną głosy, jak to prezydent bez pierwszej damy? chyba takie są już losy nowego świata, nie wszystko jest tradycyjne i nie wszystko musi być książkowe.

mam nadzieję, że obudzę się we wtorek i przeczytam coś nowego, coś czego nie wiem, bo polityka stała się już nazbyt przewidywalna, choć wciąż tak samo fascynująca w swojej niewiarygodnej i bezdennej płyciźnie.

niedziela, 25 kwietnia 2010

co w duszy gra...

Kandinsky

Beksiński

Neapol, Capri...powroty


kulki...granulki...

Toczone na setki, kulki z ruletki.
Owalne kształtem, treścią koła warte.
Każda taka sama, od początku do końca wygładzana.
Toczą się milionem, jedna za drugą, niestrudzone.
Przed siebie pędem szaleńczym, póki w łuzę nie wpadną, przeklęte.
Znikną naraz wszystkie, pojedynczo niczym myśli.
Pierwsza, druga, droga długa...

W proszku kulki-rozsypane, wtem wilgocią poskładane.
To granulki, a też kulki, choć nierówne koła wiórki.
Głaszczą nierównością swoją, jedna drugiej jest ostoją.
Tak wpatrzone w siebie łączą, proszek i gładziznę wątłą.
Znikną szybko raz wtłoczone, rozpuściwszy się...szalone...

gdy mi ciebie brak...

Gdy mi Ciebie brak, to myślę na wspak.
To dedukuję inaczej, nawet gdy nie płaczę.

Gdy mi Ciebie brak to serce moje wrak.
To bicie jego marne, samotne, nienachalne.

Gdy mi Ciebie brak, to wszędzie daleko.
To każda droga jak z rozlanej bańki mleko.

Gdy mi Ciebie brak, to cisza bezgłośna wszędzie.
To krzyczę w przepaść, co to będzie!?

Gdy mi Ciebie brak, to ciemność i pustka.
To dolina ciemną przykryta chustą.

Gdy mi Ciebie brak, to lepiej już nie mówić.
To milczeć samej i w ciszy łzy studzić.

Gdy mi Ciebie brak, to zamykam oczy.
To zaplatam z włosów ciemny warkoczyk.

Gdy mi Ciebie brak, to znikam powoli.
To się dzieje samoczynnie, mimo mojej woli…

gdy za bardzo zależy...

gdy za bardzo zależy,
gdy się we wszystko bezkrytycznie wierzy,
gdy nie ma się dystansu,
gdy budzi się z miłości niby-transu.

gdy nie można już żałować,
gdy nie ma co ratować.
gdy brak jest zwykłych rzeczy,
gdy płacz niczemu nie przeczy.

gdy smutek dzień przysłania,
gdy oczy mam smutne jak łania.

gdy wołam w pustkę, ciszę,
gdy już odpowiedzi nie słyszę.

gdy ciebie już nie będzie,
gdzie sama pójdę wszędzie.

gdy znów słońce zaświeci,
gdy pojawią się dzieci,
gdy siebie znów odzyskam,
gdy uśmiech zacznie tryskać,
gdy ranek znów zaświta,
znów powiem, oto ja,
kobieta.

no i się zaczyna "burdel maszyna"

obudziłam się rano zmęczona. śnienie też potrafi być upierdliwe. zrobiłam porządki...z kwiatami na balkonie i dalej mnie nosiło, więc włączyłam program polityczny. obiecałam sobie, że zacznę się bardziej interesować. no i zaczęłam. ruszyły wybory prezydenckie 2010. kandydaci zgłaszają się, wkrótce wielkie zbieranie. podpisów. agitacja, konfrontacja, zakichana demokracja. wewnętrznie rozerwana między być a nie być, postanowiłam, że jak zwykle wypełnię obowiązek obywatelski. przygotuję się do tego solidnie i wybiorę swojego prezydenta i będę z niego dumna, choćby i przez minutę.

wydarzenia ostatnich tygodni zmieniły mnie w dziwną istotę. zaczęłam dociekać skąd pochodzę i po co po ziemi chodzę. czasem dobrze się dowiedzieć czegoś o sobie. znów ciągnie mnie na wschód...załatoje kalco Rasiji. ech... za trzech, jak pech to pech.